Film muszę zaliczyć do raczej udanych, podoba mi się atmosfera i utrzymany nastrój, choć muszę też przyznać, że jest raczej przewisywalny. Ale jest coś w tym filmie co zasługuje na 10. To jest Russell Crowe, cudowny, zmysłowy, niebanalny. Jestem w nim zakochana po uszy. To chyba też wynik potwornego znudzenia tymi wszystkimi plastikowymi, holywoodzkimi kenami