Świetnie oddaje klimat prowansalskiej prowincji, scenariusz jak należy, ale Crowe... Jego kreacja, moim zdaniem, jest absolutnie nietrafiona. Bardzo infantylne są jego wybuchy złości, próby radzenia sobie z tym co spotyka wziętego maklera w starej posiadłości wuja. To jak traktuje spotkane osoby - najpierw obcesowo, z góry, potem z kolei z goła odwrotnie, wychodzi tak nienaturalnie, że odbiór tego filmu jest jak słuchanie dobrej muzyki na sprzęgających słuchawkach. Bohater powinien być irytujący, ale tutaj to irytowanie nie poszło w odpowiednią stronę, bo irytowała nie treść ale forma. A już kwintesencją jest scena w nieoczyszczonym basenie. Nie wiem, czy miała być śmieszna, czy może miała pokazać coś innego, ale wyglądało to jak wycięte z kiepskiej kreskówki. Nie wiem z czego to wynikało, ale dla mnie Crowe mocno osłabił odbiór tego filmu.