Ridley Scott i Russell Crow w nietypowych rolach bo w filmie obyczajowym (komedii romantycznej? - znak zapytania nieprzypadkowy). Wyszedł okropny banał, w którym żadna sytuacja, żadna decyzja, żadna pointa nie powoduje zaskoczenia. Śmiechu tu nie ma, raczej uśmiech od czasu do czasu. Crow sprawia wrazenie aktora "przyciężkiego" na taką produkcję i wcale nie mam na mysli jego słusznej postury. Brak mu werwy, jakiegoś szelmostwa, nie pasuje mi do takiej roli. A na pewno jest za stary dla aktorki którą mu dobrano. W filmie są rówieśnikami a faktycznie Crow jest jest od prześlicznej Marion Cotillard aż o 11 lat starszy i to niestety widać.
O dziwo ogląda się to nieźle. Wiadomo - pięknę kobiety, skąpana w słońcu Prowansja, fajna muzyka. Ot, taka błahostka w jakiej gustują przede wszystim kobiety z niedoborem romantyzmu w życiu ;)